Data dodania: Ostatnia aktualizacja:
Szczęśliwą kolekturę w Świebodzicach prowadzi Anna Buszyk (© Dariusz Gdesz)
I rzeczywiście, następnego dnia miasto obiegała szokująca informacja: milionera napadli miejscowi Romowie i zabrali mu kupon. - Nic takiego nie miało miejsca. Nie mieliśmy zgłoszenia o kradzieży kuponu ani o żadnym napadzie - weryfikuje te sensacje kom. Piotr Galicki, komendant komisariatu policji w Świebodzicach. Dodaje, że też słyszał wiele wersji zdarzeń.
Według innej plotki, milionerem miał się stać miejscowy listonosz. Tu autorów fantazja poniosła jeszcze bardziej. Według tej historii, zwykły roznosiciel poczty miał przyjść następnego dnia do pracy i wygarnąć szefom, co o nich myśli. Na koniec podobno oznajmił, że zwalnia się z pracy i więcej listów targać nie będzie.
Historię miał uwiarygodnić fakt, że poczta sąsiaduje z kolekturą, w której wytypowano szczęśliwe liczby. - Hm, dziwne, bo wszyscy listonosze pracują - mówi Mariola Krzemińska, kierownik Urzędu Poczty Polskiej w Świebodzicach, i dodaje. - Też słyszałam tę plotkę, ale, niestety, nie jest prawdziwa. Chyba że jakiś listonosz wygrał i się ukrywa.
Historyjki na temat milionera z pewnością szybko nie ucichną. Bo, jak podkreślają psychologowie, uwielbiamy plotkować. Zwłaszcza jeśli chodzi o temat, który chyba każdemu wyjątkowo działa na wyobraźnię. Nieraz wielu z nas wyobrażało sobie przecież, co by zrobili, gdyby wygrali miliony. I pewnie jeszcze więcej dochodziło do wniosku, że najpierw odwiedziliby szefa z głośnym pożegnaniem: "Teraz mi to Lotto!".
- Ludzie potrzebują mieć jakiś temat do rozmowy, na który wszystkie strony będą mieć coś do powiedzenia - mówi doktor Małgorzata Kalinowska. I dodaje, że gorzej jeśli plotka dotyczy kogoś konkretnego. Może się bowiem zdarzyć, że ktoś w historię tak mocno uwierzy, że postanowi, niekoniecznie w sposób zgodny z prawem, "odbić" kupon z rąk nieświadomego niczego "milionera".
A w Totalizatorze Sportowym przekonują nas, że nie ma szans, by informacja o osobie, która wygrała w loterii, wyszła na jaw. Oczywiście, pod warunkiem, że sam zwycięzca się tym nie pochwali.
- To wyjątkowo mocno strzeżona tajemnica. Dostęp do danych osoby, która wygrała, ma raptem kilka osób, koniecznych do tego, by pieniądze mogły być wypłacone - wyjaśnia Przemysław Stasz z Totalizatora.
Okazuje się, że nawet Urząd Skarbowy, gdzie trzeba odprowadzić podatek od wygranej, nie dowie się, kto jest szczęśliwcem. Podatek (10 proc.) odprowadza bowiem sam Totalizator i wypłaca już pomniejszoną kwotę.
Ten rok jest wyjątkowo szczęśliwy dla graczy w Lotto. Oprócz 17 mln zł wygranych w Świebodzicach, aż cztery razy padały już rekordowe kwoty. Największa w Gdyni - ponad 33 mln zł, w Krakowie - ok. 23,4 mln zł, w Warszawie - 21, 5 mln zł oraz w Piotrkowie Trybunalskim - ok. 18 mln zł. Kwota ze Świebodzic plasuje się na piątym miejscu tegorocznych wygranych.
współpraca Sylwia Królikowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz