Złotą zawieszkę z czasów rzymskich i denar cesarza Trajana znalazł na polu ornym w okolicy Bielan mieszkaniec Wrocławia. - To może być zapowiedź odkrycia na miarę słynnego skarbu zakrzowskiego - mówi archeolog Maciej Trzciński
Zawieszka to tzw. lunula, w kształcie półksiężyca (stąd nazwa - od łacińskiego luna), noszona na szyi, zdobiona techniką filigranu i granulacji. Zachowana niemal idealnie, bo złoto nie patynuje.
Grób albo zakopany skarb
- Datujemy ją na III-IV w. Znalazca, pan Łukasz Kopacz, na szczęście przyniósł ją razem z denarem do muzeum - mówi dr hab. Maciej Trzciński, szef wrocławskiego Muzeum Archeologicznego. - Pokazał dokładnie, gdzie znalazł. Zrobił nawet zdjęcia zawieszki i denara leżących jeszcze w ziemi. Zachował się profesjonalnie, dzięki temu będziemy mogli zbadać teren. Nie sądzę, żeby tak cenna ozdoba została przypadkowo zgubiona. Tym bardziej że obok niej leżał denar cesarza Trajana. To albo część wyposażenia grobu, albo tzw. skarb, jak w archeologii nazywamy zespół celowo ukrytych cennych przedmiotów.
Przypomnijmy: w 1886 r. na Zakrzowie podczas kopania piasku na potrzeby tutejszej papierni znaleziono trzy groby (tzw. książęce) datowane również na przełom III i IV w. Zmarłych wyposażono m.in. w naczynia szklane wykonane w Kolonii, srebrne noże, łyżki, nożyce, brązowe misy, złotą pęsetę i łyżeczkę do czyszczenia uszu, srebrne wiadro, m.in. ponad 20 sztuk niezwykle efektownych srebrnych i złotych zapinek, a także paciorki z bursztynu.
Zanim na miejscu zjawili się badacze z uniwersytetu pod wodzą profesora nauk medycznych Wilhelma Gremplera, cenne przedmioty zaczęły znikać. Trzeba było prowadzić rewizje w domach robotników i mieszkańców Zakrzowa, by je odzyskać. Dużą część spośród 300 wykopanych obiektów można oglądać dzisiaj we wrocławskim Muzeum Archeologicznym. Lunule też tu są, choć to nie oryginały, ale kopie wykonane przez Niemców zaraz po odkryciu.
- Zawieszki zakrzowskie pochodziły z warsztatów nadczarnomorskich, czyli terenów dzisiejszej Ukrainy, lunula z Bielan aż tak finezyjna nie jest, ale będziemy ją dopiero badać, m.in. chemicznie, żeby sprawdzić zanieczyszczenia kruszcu - tłumaczy dr hab. Maciej Trzciński.
Znaleźli tu też 2,5 tony bursztynu
Skąd na tych terenach takie bogactwo? Zmarłych z Zakrzowa posądza się o to, że sprawowali kontrolę nad częścią przebiegającego tędy szlaku bursztynowego. Na Partynicach niemieccy archeolodzy odkryli 2,5 t bursztynu. Z Bielan na Partynice daleko nie jest.
- Południe Wrocławia było gęsto zaludnione od czasów neolitu. Ludzi przyciągał tu żyzny czarnoziem - tłumaczy Trzciński.
Kilka lat temu w Domasławie odkryto podczas budowy obwodnicy Wrocławia wspaniałe zabytki kultury halsztackiej - ponad 100 bogato wyposażonych grobów z 750-450 r. p.n.e. Sensacja była wielka, bo to pierwsze takie odkrycie na ziemiach polskich. Archeolodzy z PAN wyciągnęli m.in. biżuterię, miecze, naczynia. Część przedmiotów to import z Italii. Czy równie sensacyjne odkrycie czeka nas na Bielanach?
- Mam nadzieję. Na razie przeprowadziliśmy badania wstępne, ale nic nie wykazały, bo pole było wielokrotnie przeorane. Teraz zamierzamy wykorzystać georadar. Jeśli są komory grobowe, mamy szansę je zlokalizować - zapowiada dr hab. Trzciński.
Nie ma znaleźnego, ale może być nagroda
Jeżeli archeologom się powiedzie, to przede wszystkim dlatego, że znalazca przyniósł zawieszkę do muzeum i opowiedział, gdzie znalazł. - Miałem już kilka przypadków, że ktoś podrzucał do muzeum w pudełku złote lub srebrne przedmioty. Nie ujawniał ani własnej tożsamości, ani miejsca znaleziska, bo się bał, że będzie miał kłopoty. Polskie prawo mówi, że wszystkie zabytki archeologiczne są własnością skarbu państwa. Ludzie tłumaczą: "Nic mi za to nie dacie i jeszcze zrobicie ze mnie złodzieja" - mówi Trzciński. - Tymczasem bez kontekstu taki przedmiot nie ma dla nas wartości, to tylko świecidełko. Dlatego warto przyjść i powiedzieć, skąd pochodzi. Nie wypłacamy wprawdzie znaleźnego, ale konserwator wojewódzki może wystąpić do ministra kultury o nagrodę dla znalazcy, nawet 120 tys. zł.
60 tysięcy poszukiwaczy skarbów
Archeolodzy szacują, że Polskę przeczesuje około 60 tys. poszukiwaczy skarbów. Robią to najczęściej nielegalnie, choć polskie prawo od 11 lat pozwala amatorom szukać zabytków, pod warunkiem że zgłoszą się do wojewódzkiego konserwatora zabytków. Ich odkrycia mogą być bardzo cenne, jednak ani nauka, ani muzea nie będą z nich miały pożytku.
- W grudniu mieszkaniec Żernik przyniósł do muzeum toporek halsztacki, a teraz dostaliśmy zawieszkę z denarem. Wyobraźmy sobie, ile takich skarbów musi być w schowkach poszukiwaczy - mówi Trzciński.
Zawieszka do żadnego schowka ani magazynu nie trafi. Będzie ją można oglądać na wystawie w Arsenale. Być może wkrótce dołączą do niej następne przedmioty z pola w Bielanach Wrocławskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz